Spacer po szczęście
Dzień za dniem mija na wpatrywaniu się w kraty. Rutyna jest zdradliwa, zabiera wszelką radość. Rano jeść, sprzątanie, potem cisza, czasem ktoś wejdzie, popatrzy, wyjdzie. Najczęściej bez słowa. Wieczór, czas kolacji, a potem już ciemność nocy i tak aż do rana. Dzień za dniem. Nie ma podziału na dni tygodnia, miesiące i lata, bo jutra i tak nie ma, ciągle jest dziś i ten sam rytuał dnia...
Ale w tą rutynę wkrada się pewna iskra, promień światła, regularnie, ale mimo to jest czymś innym. Dwa dni, w których, kiedy śniadanie staje się wspomnieniem, a do kolacji jeszcze trochę, zjawiają się Oni. Ludzie, którzy nie tylko wchodzą, wychodzą i milczą, ale wchodzą i mówią do nas. ZABIERAJĄ NAS. Do lasu, na łąki, na miasto, czy po prostu poza boks. Te spacery są dla nas wyznacznikiem życia, bez nich jesteśmy nikim, bez człowieka jesteśmy nikim. W te dni, na tych kilka godzin, stajemy się własnym życiem. Tym życiem, które mieliśmy za nim trafiliśmy do więzienia. Dlatego wyczekujemy tych chwil, serca zaczynają nam bić szybciej gdy pora spaceru nadchodzi, to nasz jedyny wyznacznik mijającego czasu.
Godzina, dwie, czasem trzy...czas rusza tylko dlatego, że obok – na drugim końcu sznurka jest człowiek. I nie ważne, ze on nie jest nasz. Nie ważne, że potem będziemy musieli wrócić i znów być samemu. Nie ważne! Bo wierzymy, że kiedyś taki spacer się nie skończy, że ktoś powie do nas – no chodź, chodź ze mną, bądź moim przyjacielem. Ot taki spacer ku szczęściu...
A my tak cały dzień...
i noc i kolejny dzień...- bez końca
Życie mija, staje się jak cień,
nie ma nawet promieni słońca.
Staramy się przetrwać, będąc sobą,
staramy się śnić i żyć marzeniem.
Nie potrafimy jednak iść tą drogą,
powoli odchodzimy ze snem koszmarnym.
Bo ciężki to dla psa czas,
gdy człowiek nie chce go znać,
więc na spacer - ku szczęściu, zabierz nas.
Wielu, dzięki temu wyjdzie znów na świat.