Fundacja Przystanek Schronisko
Numer konta bankowego:
PL 67 1050 1243 1000 0090 3014 0421
SWIFT: INGBPLPW
KRS: 0000431376
NIP: 6351830983

 

Ciapek - Kto podaruje mu życie?


Padało. Niezbyt miła aura pogodowa nie sprzyjała pogawędkom. Jednak słowo się rzekło. A oczekiwanie na słońce końcem października... No mogłoby na nic się zdać.

Ciemno. Ponure wnętrze. Kto raz wejdzie do tego miejsca, nigdy o nim nie zapomni. Choć bezpośredniego zła tutaj nie ma – o te wszystkie zbłąkane dusze się dba! Karmi, głaszcze, przemawia do nich... To jednak Zło tutaj żyje, żywi się smutkiem, odbiera nadzieję. Zabiera każdą chwilę życia dla siebie – Zło, które niesie tylko ból.

Wśród wszystkim nieszczęśliwych serc, był jeden, który zwrócił moją uwagę. Siedział sam, skulony pod naporem wiatru, który tylko on czuł. Z jego oczu można było wyczytać wszystko, które było niczym. Pustka... Smutek tak wielki, że unicestwiał sam siebie.

- Cześć. - powiedziałam lekkim tonem, który był tylko grą, próbą wprowadzenia pozytywnej wibracji. Nie udało mi się. Odpowiedziała mi cisza. - Jak się nazywasz? - spróbowałam nawiązać jakikolwiek kontakt, ale i to zdało się na nic.

Chwila ciszy. Tylko szum deszczu na zewnątrz. Podeszłam bliżej krat. Żadnej reakcji. Przeczytałam imię napisane na kartce wiszącej na drzwiczkach. Ciapek...

- A więc nazywasz się Ciapek? - spytałam lekko przekrzywiając głowę, tak jak zawsze robi to mój pies, gdy chce ze mną o czymś pogadać. - Nie wyglądasz mi na Ciapka. - kontynuowałam lekkim tonem, mając nadzieje, że nie wyglądam i nie brzmię głupio. Nie miałam czym się martwić. Pies nawet na mnie nie spojrzał, jego wzrok był wbity gdzieś poza mną.

Miałam już zrezygnować. Wybrać innego psa do pogawędki, kiedy usłyszałam ciche słowa, tak ciche, że można by je pomylić z tchnieniem wiatru.

- Kim jesteś?

Kim jestem? To dobre pytanie, zagłębiając się w to, kim jestem, można by pół dnia zmarnować, nie ma sensu.

- Kim jestem? Jestem waszym głosem, chcę by o was usłyszał świat, chcę by ludzie zaczęli się zastanawiać, do czego doprowadzają swych najlepszych przyjaciół!

- My nie mamy przyjaciół. - powiedział równie cicho. Nadal mnie nie widział. 

- Mieliście przyjaciela, prawda? - Z tej samej kartki, co imię, wyczytałam, że Ciapek został oddany, bo jego pan zachorował. Rodziny nie było, albo nie chciała się nim zająć.

- To było dawno temu. Czasem myślę, jakby w ogóle go nie było, jakby był tylko snem. Budzę się co dzień rano, w południe, wieczorem, a go nie ma, zostawił mnie, odszedł. Zostawił... W tym koszmarze. - słowa z początku wypowiadane bez emocji, nabrały siły... By po chwili znów ucichnąć.

- Od kiedy tu jesteś? - To również wyczytałam, ale chciałam, by Ciapek dalej mówił, by w końcu mnie ujrzał,

- Pytasz psa o dokładny miesiąc? Dzień? A może godzinę? - sarkazmu się nie spodziewałam. Milczałam jednak, czekając na rozwinięcie. - pytasz psa, o dzień, w którym zawalił się jego świat...

- Może to niemądre, ale tak. Pytam Cię o dzień, czy pamiętasz coś z tamtego czasu?

- Nie wiem, jaki był to dzień. Jeden z wielu, taki jak każdy. Jak każdy inny się zaczął. Tylko skończył się nie tak. Miesiąc? Nie wiem... Wiem, że była jesień, tak jak teraz. Tylko liści już na drzewach nie było. Zimny wiatr przewiewał mnie aż do kości. Myślę, że coś przeczuwałem, dlatego było mi tak zimno, albo wydawało mi się, że jest. Wiedziałem, że z moim przyjacielem nie jest dobrze, ale miał mnie! Byłem u jego boku 9 lat! Zawsze go wspierałem, a on mówił, że jestem jego szczęściem. Chorował wcześniej wielokrotnie. Nigdy z tego powodu mnie nie zostawiał samemu. A ja zawsze byłem przy nim, gotów pomóc, rozweselić...- Widziałam, że ciężko mu wracać do tych wspomnień. Ale spostrzegłam również, że w miarę wypowiadanych zdań jego wzrok wracał z daleka. Nie patrzył już przeze mnie, ale NA mnie.

- Oddał Cię tutaj? Tego pewnego jesiennego dnia? - Nie musiałam pytać, widziałam to w jego oczach.

- Oddał. Zostawił wśród obcych, w obcym miejscu... Chciałem iść za nim! Wyrywałem się, ale oni mnie trzymali. Nie mogłem zrobić nic, by iść za moim przyjacielem, który był chory! Jak miałem się nim teraz opiekować? - Smutek w jego oczach przytłoczyłby największego chojraka. Ten pies został porzucony, z winy losu i choroby pana, a martwił się tym, że nie mógł być wraz z nim i wraz z nim dzielić choroby. Nie mógł być przy nim, kiedy ten go potrzebował... I to to, a nie porzucenie najbardziej raniło jego duszę.

- Czy wiesz, co się z nim teraz dzieje? Gdzie jest mój przyjaciel? - przebłysk nadziei w jego oczach szybko zgasł, widząc mój smutek. - Ja też nie wiem, czasem dalej na niego czekam...

- Myślisz, że on wróci? - ugryzłam się w język, to nie było odpowiednie pytanie.

- Ja wiem, że NIE wróci. - odpowiedział z warknięciem. - Wiem, że nie wróci! Ale na co innego mam czekać?! Nie mam na co czekać... – znów ta rezygnacja.

Nastała chwila ciszy. Ciapek odwrócił się do mnie plecami. Jestem pewna, ze gdyby nie deszcz, to wyszedłby na zewnątrz.

- Przepraszam, za to pytanie. - odpowiedziałam cicho. - A gdyby zjawił się ktoś inny, ktoś, kto chciałby Ci dać dom. Poszedłbyś z nim?

Czekałam cierpliwie na odpowiedź. Sekundy upływały, zmieniały się w minuty.

- Czy bym poszedł? - spytał cicho. - Nie wiem. Nie wiem, czy byłbym w stanie.

- Dlaczego? Dlaczego tak myślisz?

- A jakie to ma znaczenie? Kto zechce starego psa? Kto pokocha kogoś takiego jak ja?

- A gdyby ktoś pokochał, poszedłbyś?

Popatrzył na mnie swymi brązowymi oczyma.

- Poszedłbym. POSZEDŁBYM – powtórzył z siłą. - Tylko czy znajdzie się ktoś taki?

- Musisz cierpliwie czekać, na pewno ktoś się znajdzie!

- Czekać...Tylko ile mam czekać? Ile mi czasu pozostało, zanim przyjdzie śmierć? Chyba że to właśnie na nią mam czekać...

- Nie mów tak! - podniosłam głos. - Nie wolno Ci tak myśleć!

- A kto mi zabroni?! - odpowiedział ze złością. - Może właśnie Śmierć ma mnie zabrać do domu? Czasem, gdy jestem sam, wydaje mi się, że ona stoi tuż obok... Czeka tylko na odpowiedni moment, a może na to, aż będę gotowy za nią pójść... I znikną wtedy kraty... - zwiesił głowę. - Brak przyjaciela u boku to coś, co ciężko wytrzymać. A gdy do tego nie ma się nawet wolności... Po co wtedy żyć? - zrezygnowanie biło z całej jego postawy. Znów wyglądał tak, jak na początku rozmowy.

- Czego więc pragniesz?

- Czego pragnę? By ktoś oddał mi moje życie. By czas nie ograniczał się tylko do tykania i wyznaczania pory dnia, ale by ruszył. Wraz z nim ruszyłoby moje serce, znów byłbym zdolny kochać. Wraz z życiem wróciłaby rodzina i byłoby tak jak dawniej, może inaczej, może trochę gorzej, ale byłoby... Życie byłoby...- zamilkł.

- Jakie byłoby?

- Po prostu... Byłoby. Życie by trwało... Bo jeśli mam być tutaj, to chyba powiem pass i pójdę za nią. Nawet teraz wyciąga do mnie rękę, stoi tuż obok. - ostatnie zdanie zmroziło mi krew. Rozejrzałam się, ale Śmierci nie spostrzegłam. Tylko czego ja się spodziewałam, że kostucha mi się pokaże? Ślepemu z natury człowiekowi?

- Ciapek. - powiedziałam po chwili, jakiej potrzebowałam do uspokojenia serca. - Ciapek. - powtórzyłam. - Znajdzie się dla Ciebie dom! Znajdzie się rodzina, która Cię pokocha! Tylko musisz nam dać szansę, byśmy mogli jej poszukać.

Popatrzył na mnie, w jego oczach ujrzałam swoje odbicie. Po chwili zagościł w nich cień uśmiechu. Podszedł do krat.

- Dobrze – powiedział. - Pomóż mi znaleźć rodzinę. Tymczasem zabierz mnie na spacer. Przestało padać.

Wyszło słońce. Blade, nie dające wiele ciepła, mimo to podniosło nas na duchu.

Żałowałam, że nie mogę sama zabrać Ciapka do domu, by pokazać mu, że życie się nie kończy. Wierzę jednak, że ktoś go pokocha. Da dom starszemu, ale wcale nie gorszemu psu! Wiecie, że Ciapek kocha się bawić? Powiedział mi o tym w sekrecie. Trochę się tego wstydzi, że w głębi serca jest wiecznym dzieckiem.

Wtedy, gdy spacerowaliśmy po mokrych łąkach w promieniach zachodzącego słońca, życie na chwilę wróciło, a w oczach Ciapka zagościło prawdziwe szczęście.

Powrót do boksu był trudny. Na do widzenia dostałam dumnie podaną łapę, jednak na mój spontaniczny uścisk odpowiedział mokrym buziakiem.

- Nie zapomnij o mnie. - poprosił. - Znajdź mi dom, póki nie jest za późno – mówiąc to patrzył mi prosto w oczy, a potem przeniósł wzrok lekko w prawo z niemą prośbą – nie teraz, daj mi szansę....


Ciapek wciąż czeka na dom. Więcej informacji o nim znajdziecie TUTAJ.